Reprodukcja obrazu słynnego romantycznego mistrza pejzażu. Józef Chełmoński, Żurawie, 1910, Muzeum Sztuki, Łódź.
Michał Krajski w tygodniku Polska Niepodległa określił prace Józefa Chełmońskiego jako „swojskie sceny z codziennego życia polskiej wsi. (…) Wszystkie utrwaliły coś charakterystycznego dla naszej kultury, obyczaju czy przyrody. Dzieła te pokazują, że nawet krajobraz może być nośnikiem narodowych wartości”.
Jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego Realizmu był niechybnie Józef Chełmoński, a jego obraz, o którym dzisiaj będzie mowa, „Żurawie” („Powitanie słońca – Żurawie”, 1910 r.) osobiście uważam za jeden z najpiękniejszych w artystycznym dorobku artysty.
Realizm narodził się we Francji w połowie XIX w. jako zerwanie z powszechnie panującym Akademizmem. Jego czołowym przedstawicielem był Gustave Courbet. Dla realistów „bardzo często głównym tematem malarstwa był prosty człowiek wykonujący codzienne obowiązki, co miało podkreślać godność i wartość mozolnej, często fizycznej pracy. Nurt Realizmu unikał psychologizowania i symboli. Obrazy komponowano w sposób prosty, rezygnując z zaskakujących widza rozwiązań. Głównym tematem malarstwa był człowiek, jego naturalne środowisko oraz zwierzęta” – pisze Dominika Jackowiak.
Postawę Chełmońskiego do natury niezwykle ciekawie opisał nasz wybitny krytyk sztuki, malarz, etc., Stanisław Witkiewicz, który był jego przyjacielem. Pisał on tak: „Chełmoński nie tylko obserwował i badał naturę ze stanowiska malarskiego w jej zewnętrznych przejawach barwy i formy, on żył pod jej wpływem i mocą, jak żyją pierwotne ludzkie dusze związane mnóstwem subtelnych nici ze zjawiskiem świata zewnętrznego”.
Obraz „Powitanie słońca – Żurawie” Józef Chełmoński namalował cztery lata przed śmiercią. Zamieszkiwał wtedy w maleńkiej mazowieckiej wsi Kuklówce. Jego niedalekimi sąsiadami była majętna, ale także otwarta na sztukę rodzina Górskich. Młodziutka wtedy Pia Górska była artystą zafascynowana i ile czasu mogła, spędzała w jego towarzystwie. Po latach napisała wspomnienia o artyście. Myślę, że nie znajdziemy w dostępnej literaturze bardziej przekonywującego opisu stosunku jaki malarz żywił do zwierząt i przyrody w ogóle, niż to jakże wzruszające zobrazowanie. „Nie mógł patrzeć (Chełmoński – przyp. mój) na cierpienie albo niewygodę zwierząt. Wyrzekał na jarzma u wołów, nie pozwalał używać dorożkarzom bata, i kurczył się z żalu widząc mękę ptaków”. I dalej: „Chełmoński był głęboko przekonany, że Bóg kocha ludzi, którzy szanują jego stworzenia. Ten dziwak i rozwłóczony malarz miał religijny stosunek do przyrody, uważał ją za „podnóżek nóg Bożych” i mógł powtórzyć za biedaczyną z Asyżu »siostra moja gwiazda« i »brat mój konik polny«”.
Obrazów z tematem żurawi Chełmoński namalował cztery. Miedzy pierwszym (1870 r., w zbiorach MNK) a tym, o którym tu mowa, upłynęło lat czterdzieści. Mamy więc możliwość zaobserwowania przemiany twórczej artysty. Najpierw Realizm oparty o rodzimą tradycję romantyczną, aż po młodopolski Neoromantyzm. Pod koniec życia z obrazów Chełmońskiego znikają ludzie. Jedynymi bohaterami jego pejzaży zaczynają stawać się wyłącznie dzikie zwierzęta. Ostatniego płótna z tymi ptakami, „Żurawie w obłokach” (1913-1914), nie zdążył już ukończyć. Możemy więc śmiało powiedzieć, że te dumne ptaki towarzyszyły mu przez całe życie.
Osobiście nie podejmę się w tym miejscu próby opisu tychże „łódzkich” „Żurawi”. Zachęcam do odwiedzenia Muzeum Sztuki w Łodzi – Pałac Herbsta, gdzie dzieło jest prezentowane. Każdy sam powinien spróbować wejść w ten nastrój symboliki dzikiej natury. Natury pulsującej życiem „naszych małych braci”.
Za: ©Leszek Lubicki, lubicki.art.pl